niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 2

          Po chwili do pokoju wszedł wysoki chłopak o starannie ułożonych, bujnych blond włosach. Miał na sobie koszulę w kratę i dżinsy.
- Cześć, jestem Zack. A ty?
- Loren.
- Jesteś nowa?
-Tak, dopiero co przyjechałam.
-A zwiedzałaś już może ośrodek?
- Nie...
- No to zapraszam na małą wycieczkę.
- No nie wiem, jeszcze muszę się rozpakować.
  Zack spojrzał z rozbawieniem na mnie i spuścił wzrok na moją mikroskopijną walizeczkę.
- To chyba nie zajmie długo. Jak chcesz mogę ci pomóc, a potem pójdziemy. Okej?
- Niech będzie.
   Rozpakowywanie moich rzeczy zajęło nam około 10 minut. Zaraz potem ruszyliśmy na oględziny mojego nowego domu. Zwiedzanie całej posiadłości zajęło nam aż 3 godziny. W tym czasie dowiedzieliśmy się dużo o sobie. Zack gra na gitarze, pisze nawet piosenki. Ma 2 siostry. Jedna (Cheryl) ma 14 lat, a druga (Sophie) jest wesołą ośmiolatką.
- Kurde! Za 5 minut mam zajęcia kamuflażu, a dzisiaj odpowiadam i się nie nauczyłem! Sorry, że tak wyszło, ale muszę znikać. Pa!
- Dobra idź już i się naucz. Pa.
 Nie chciałam jak na razie iść do pokoju, więc jeszcze chwilę pospacerowałam po szkolnym ogrodzie na którym Zack zniknął.
- Panno Loren! Gdzie się pani podziewała?! Szukam pani już od trzech godzin!! - biegła w moją stronę jakaś pulchna staruszka w ogromnych okularach i sukience w polne kwiaty.
- P-przepraszam. Nie wiedziałam, że mnie pani szuka.
- Wysyłając do ciebie list z propozycją opłaconej już nauki nie myślałam, że będą z tobą takie problemy od pierwszych minut pobytu tutaj.
- Przepraszam. Postaram się być grzeczniejsza.
- A przynajmniej wiesz, kogo przepraszasz?!
- N-nie.
- Dyrektorkę tego internatu!!!!! I następnym razem uważaj co robisz, bo to ja opłacam twój pobyt tutaj i w każdej chwili mogę cię odesłać do sierocińca!!
 O kurcze. Jeszcze tego brakowało. Już pierwszego dnia podpadłam samej dyrektorce! Rozumiem gdybym podpadła jakiejś sprzątaczce, albo pustej lasce, ale nie DYREKTORCE!! Jednym słowem: Zawaliłam...

________________________________________________________________________
   Haha skończne. Połowę napisała Agata i źle się czuje że jest to przypisae tylko mnie. Poza tym chciałam przeprosić za tak dużą odległość między rozdziałami. Byłby o wiele szybciej ale niestety byłam za granicą na wakacjach i nie mogłam napisać. Ale narazie cieszmy się, że jest skączony.

   Pozdrawiam Natalia xoxo.


niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 1

 Myślałam, że zaraz wybuchnę ze szczęścia. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Po szesnastu latach tkwienia w tym "domu dziecka" w którym nikt nie jest szanowany tak jak należy, w którym każdy może cię pobić z byle powodu, w którym jesteś nikim i jedyna normalna osoba to siedemdziesięcioletnia opiekunka o imieniu Maddy otrzymałam szansę na naukę w internacie mieszczącym się na drugim końcu miasta. Szczerze to bardzo mało o nim wiem, ale świadomość, że jest miejsce gdzie mnie chcą powoduje na mojej twarzy uśmiech.
 - Widzę uśmiech na twojej twarzy. Czy to przez ten list? - wyrwała mnie z zamyślenia ciocia Maddy.
 - Tak. Czy mogłabyś pukać? Wystraszyłaś mnie.
 Staruszka cofnęła się do drzwi mojego pokoju i zapukała.
 - Proszę. - powiedziałam z uśmiechem.
 - Od kogo ten list?
 - Czy od razu musisz wszystko wiedzieć? Z internatu MPS. Zaproponowali mi darmową naukę.
 - Zgodzisz się?
 - Chyba tak. Mam dość tego miejsca.
 Pewnie to dziwnie zabrzmi, ale ciocia Maddy to moja najlepsza przyjaciółka (opiekunki nazywamy ciociami). Ma siedemdziesiąt lat, jest bardzo niska, swoje krótkie siwe włosy ma bardzo mocno zakręcone, że czasem wydaje się, że nosi wałki nawet przez tydzień.kiedy moi rodzice mnie porzucili, oddali mnie jej. Znali ją już około dziesięć lat przed moimi narodzinami i uznali, że mogą mnie jej powierzyć i tak też właśnie tu trafiłam. Do domu dziecka "Uśmiech tęczy". Od tamtego czasu ciocia Maddy się mną opiekuje. Zawsze kiedy ktoś m i dokuczał ona mnie pocieszała. Jest jedyną osobą, przy której nie czuje się niezręcznie.
 - Rób to, co uważasz za słuszne. - powiedziała wychodząc z pokoju.
 Gdyby to było takie proste... Dostałam propozycję nauki za darmo, ale nie mam zielonego pojęcia co to za szkoła. Nie wiem czy tam zostanę zaakceptowana przez rówieśników... Idę tam! Koniec. Kropka.

***


 Budynek wyglądał na stary. Ściany były porośnięte bluszczem. Na środku nad głównym wejściem było napisane "Magic Private School". Mam nadzieję, że to tylko taka nazwa..
 - Dzień dobry! Ty pewnie jesteś tą dziewczyną z sierocińca?? - z zamyślenia wyrwała mnie jakaś dwudziestopięcioletnia dziewczyna o krótkich, różowych włosach spiętych w dwa kucyki i błękitnej sukience w kropki.
 - T-tak. Jestem Loren.
 - Cześć Loren! A jakie masz nazwisko?
 - Nie mam nazwiska. Rodzice mnie porzucili tuż po narodzinach.
 - Przykro mi.. Dobra, przejdźmy do tematu. Słyszałaś o naszej szkole?
 - N-nie za dużo. Wiem tylko tyle, że mieści się na ul. Królowej Elżbiety i.... tyle.
 - To bardzo mało, ale w końcu tutaj jestem, żeby nowym opowiedzieć o tej szkole. Więc to jest Magic Private School czyli szkoła dla...hm... nietypowo uzdolnionych nastolatków.
 - Jak to nietypowo??
 - Wierzysz w wampiry, wilkołaki, zombie, zmiennokształtnych, duchy itp.?
 - Y... nie.
 - To bardzo utrudnia sprawę...bo...to jest właśnie szkoła dla takich osób.
 - Czy ja się przesłyszałam?! To jest jakaś niby szkoła dla jakiś stworzeń z książek fantasy?!
 - Pewnie teraz uważasz mnie za świruskę, ale chodź za mną. - powiedziała to i z niewiarygodną szybkością zaciągnęła mnie za rękę do środka budynku, a tam zmieniła się w różowego niedźwiedzia(?).
 - Teraz mi wierzysz?? - spytała widocznie już zmęczona tłumaczeniem mi tego, że to, o czym przez całe życie myślałam, że jest tylko wytworem wyobraźni naprawdę istnieje.
 - No, dobra. Wierzę. - skłamałam. Tak, wiem źle jest kłamać, ale już nie chciałam jej złościć.
 - Nareszcie!! Ok. To teraz oprowadzę cię po całym budynku. Widzę, że nie masz dużo bagaży, więc chyba niepotrzebny ci wózek.
 - Nie trzeba. - to prawda, nie miałam dużo rzeczy. Jedyne co wzięłam to plecak i mała walizeczka.
 Najpierw szłyśmy przez ogromny korytarz. Następnie Sisi (tak mi się przedstawiła) pokazała mi szatnię z pięknie zdobionymi ławkami i wydzielonymi dla każdego ucznia szafkami (podobnie ozdobionymi), stołówkę w której było kilkanaście bardzo długich rzędów ławek i stołów i sale lekcyjne(te w odróżnieniu od reszty wyglądały na normalne, chociaż czuć było w nich jakiś inny klimat). Później przeszłyśmy przez oszklony ogród do "budynku mieszkalnego" (nie wiem jak to nazwać). Z ogrodu wchodziło się od razu do (jak to Sisi nazwała) miejsca, gdzie będę pewnie spędzała większość swojego wolnego czasu. Było tam chyba dziesięć telewizorów, a naprzeciwko każdego kanapa i dwa fotele, jedna ściana została zajęta przez ogromny regał przepełniony książkami (na szczęście podzielonymi na rodzaje) jeden kąt był chyba uznawany za kuchnię, bo była tam lodówka, kuchenka, mikrofala i bardzo dużo szafek (podobno) pełnych przeróżnego jedzenia, więc nawet gdybym miała ochotę na ośmiornicę to i tak ją znajdę. Dowiedziałam się, że to część dziewczyn. Część chłopców jest położona na po drugiej stronie ogrodu. Na koniec Sisi pokazała mi "teren z pokojami" czyli 4 piętra po 20 pokoi (w każdym były po dwie dziewczyny). Mój pokój był na trzecim piętrze na końcu korytarza, ale za to był przepiękny! Jasnoróżowe ściany, na środku ogromny żyrandol, po lewej (mojej) stronie było jednoosobowe, ale duże łóżko, a na nim różowa kołdra i stos poduszek w pastelowych kolorach. Obok łóżka biurko z nowym laptopem, komoda i wielki regał na książki. Moja współmieszkanka mieszkała tu już od dwóch miesięcy i aktualnie była na dwudniowej przepustce, więc miałam praktycznie cały pokój dla siebie.
 Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili do pokoju wszedł....