środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 6

     Zatrzymałam na chwilę nauczycielkę, aby powiedzieć jej, że jestem nowa. Powiedziała, że mam podejść do jej biurka i zostawić kartkę na podpisy uczących mnie nauczycieli, którą znalazłam wczoraj na łóżku. Niepewnie wkroczyłam do sali za nauczycielem, po chwili obsypana różnymi spojrzeniami: zachwytu (chłopcy), zazdrości (typowe plastiki) i jedno zaskoczenie powiązane z przerażeniem, spojrzałam na tą jedną dziewczynę, która patrzyła na mnie zszokowana. Ujrzałam osobę, której się w ogóle tu nie spodziewałam. Na końcu sali przy oknie siedział nie kto inny, tylko moja najlepsza przyjaciółka z sierocińca!! Tylko co ona tu robiła?! Postarałam się nie okazując zdziwienia pójść do najbliższej wolnej ławki. Lekcja przebiegła... Nie wiem jak lekcja przebiegła - w mojej głowie kłębiło się zbyt wiele myśli by skupić się na nauce. Po dzwonku na przerwę chciałam podejść do Stephanie, ale gdy spakowałam wszystkie rzeczy, jej już nie było. Myślałam, że będzie niedaleko sali w której mam następne zajęcia, ale zapomniałam, że na planie było napisane, że w tej sali mają nowicjusze, a ona jak widać już nie jest początkująca. Musiałam poczekać do następnej przerwy.
 Na panowaniu nad emocjami trochę się uspokoiłam. Sala nie wyglądała tak jakbym ją sobie wyobrażała. Zamiast ławek były wielkie, miękkie poduszki na których siedzieliśmy. Na ścianach były zdjęcia różnych ludzi. Każda osoba ukazywała inne emocje. Spodobało mi się bardzo zdjęcie zamyślonej dziewczynki trzymającej w rączce pluszowego misia. Wyglądała, jakby patrzyła się człowiekowi prosto w oczy i tylko tą czynnością dowiadywała się wszystkiego o danej sobie.
 Nauczyciel był psychologiem w wieku około 35 lat. Przedstawił się jako Mark Winston, ale powiedział żeby mówić do niego Will. Na dzisiejszych zajęciach przedstawił nam jak zachować spokój w trudnych sytuacjach. Bardzo mi pomogła ta lekcja, chociaż większość rzeczy było dla mnie bardziej oczywiste, niż zaskakujące.
 Na przerwie, kiedy poszłam pod salę 34 nareszcie spotkałam Stephanie. Siedziała na ławce sama, więc podeszłam do niej.
 - Cześć. Nie mówiłaś mi, że chodzisz do tej szkoły. Dlaczego to zataiłaś? - spytałam.
 - Hej. To ty Lori? Co ty tu robisz?
 - Tak, to ja. We własnej osobie. Dostałam list z propozycją nauki w MPS i nareszcie wyrwałam się z tamtego wariatkowa. Odpowiesz na moje pytanie?
 - Ciekawe skąd dyrka wyczuwała u ciebie nadnaturalność... Przecież nie masz jeszcze objawów i jesteś sierotą, a twoi rodzice są nieznani.
 - Nie wymawiaj przy mnie tego słowa na ,,s"! Wiesz, że to mnie wkurza, gdy ktoś mi wypomina to, kim jestem! - rozzłościłam się, a po chwili ciszy dodałam spokojnym tonem - Dla niej akurat znani są moi starsi.
 - Dobra, nie będę już drążyć tego tematu. Nie mówiłam ci o tym, że tu chodzę, ponieważ ta szkoła jest trochę tajemnicą. Dużo osób wie, że jest tu ta szkoła i że skrót jej nazwy to MPS, ale żaden zwykły człowiek nie wie co oznacza ten skrót.
 Nagle zadzwonił dzwonek i po chwili do sali wpuściła całą klasę szczupła kobieta w wieku około 42 lat. Cała była ubrana na czarno. Jej sukienka do kostek wyglądała jak rodem z gotyku. Do tego założyła czarne szpilki. Jej kruczoczarne włosy były spięte w wysokiego koka. Podejrzewam, że zrobiła go przy pomocy wypełniacza. Na pierwszy rzut oka wyglądała na wesołą osobę. Zajęcia prowadziła ciekawie. Już po pierwszej lekcji wszystko zrozumiałam.
Reszta lekcji przebiegła normalnie. Znaczy, nie można powiedzieć dosłownie "normalnie", ale nie wyskakiwały przede mną jakieś stwory i nie było żadnych sytuacji jak z baśni lub książek fantasy. Na godzinie wychowawczej dowiedziałam się, że pani Samuela Simspon, czyli nauczycielka od obliczeń mocy jest moją wychowawczynią, a pan Winston (Will) jest szkolnym psychologiem. Super! Jak dojdę do wniosku, że przez pobyt w tej szkole świruję i mam zaburzenia psychiki mogę mu się z wszystkiego zwierzyć, a on może nie uzna mnie za dziwną (w tej placówce to chyba nikt nie jest dziwny, bo przecież nadnaturalność to tutaj norma).
Po lekcjach poszłam do "świetlicy" czyli (jak mi powiedział Zack) salon, kuchnia i jadalnia dla dziewczyn lub chłopców (zależnie od oddziału). Można powiedzieć, że to takie miejsce do spędzania tam swojego wolnego czasu, zamiast siedzenia i nudzenia się w pokoju. Kuchnia jest połączona półscianką z salonem, a przy połączeniu obydwóch pomieszczeń jest stół i kilka krzeseł, czyli jadalnia. Siedziałam na fotelu i oglądałam najnowszy odcinek Pamiętników Wampirów, gdy nagle do świetlicy wszedł Zack. Nie wiem dlaczego, ale gdy tylko go zobaczyłam, już się uśmiechnęłam. Od razu podszedł do mnie i pociągnął za rękę chcąc pomóc mi wstać. Nagle zauważyłam zazdrosne spojrzenia kilku dziewczyn siedzących na kanapie. Nie przejmowałam mnie tym, tylko poszłam tam, gdzie prowadził mnie chłopak, czyli do ogrodów uczniowskich. Na początku nie wiedziałam co to za miejsce, ale Zack mi wytłumaczył. Otóż ogrody uczniowskie to teren, na którym uczniowie chodują różnorodne kwiaty, krzewy i drzewa. Przez cały ogród prowadzi wiele ścieżek, a co kilka metrów jest drewniana ławka. Usiedliśmy na jednej z nich. Nastała chwila ciszy. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Widziałam w jego oczach coś nietypowego. Nie umiem określić co to, ale zaciekawiło mnie.
- Jak ci minął dzień? - chłopak wyrwał mnie z transu.
- Yy.. dobrze - wydukałam - na szczęście druga lekcja to było panowanie nad emocjami, bo gdyby nie pan Winston i jego uspokajający głos to nie wiem czy bym była spokojna przy tylu przeżyciach.
- To prawda. Will ma świetne podejście. Sam do niego czasem przychodzę po lekcjach i rozmawiam z nim. Nie tylko o problemach. - uśmiechnął się.
- A mam jeszcze pytanie. Znasz Stephanie z mojej klasy?
- Prawie każdy ją zna. Ma prawie największe wpływy w szkole. No.. Bardziej wpływowa jest tylko Jennifer. Zapewne niedługo uczniowie o niej tymczasowo zapomną, gdyż niedługo będzie przechodzić Odosobnienie. - Zack zrobił współczującą minę.
- Jak myślisz, gdzie teraz jest? - spytałam szybko.
- Zapewne w swoim pokoju lub na "świetlicy".
- Dzięki, to cześć. - powiedziałam i poszłam na część mieszkalną.

----------------------------------------------------------------
Tadam! Rozdział zaczęty przez Natkę, a skończony przeze mnie. Wiem, powinniście nas zabić. Nie udostępniłyśmy ANI JEDNEGO (!) rozdziału od ponad siedmiu miesięcy! Nic nie będę obiecywać. Nie umiem dotrzymać słowa, jeśli chodzi o coś, co mam zrobić w jakimś wyznaczonym czasie. Mam nadzieję, że przez to nie przestaniecie czytać MPS. Posty będą się pojawiać. Nie wiem kiedy, ale wiem,że będą.
Jeszcze jedno! Powinna to pisać Natalia, ale nie działa jej Blogger i nie wiadomo dokładnie o co z tym chodzi, więc tymczasowo piszę tak jakby tą historię sama. To do następnego rozdziału.